Iskry adrenaliny płoną w oczach mimo dobrze schłodzonej krwi w żyłach Zawsze tak samo jak irlandzka Tullamore z lodem. Czujne spojrzenie indiańskiego robotnika, siedzącego na stalowej belce, będącej żebrem szkieletu Empire State Building zawieszonej trzysta metrów, ponad zgiełkiem Manhattanu, dziewięćdziesiąt dwa lata.
Wyćwiczone spojrzenie aktora ze sceny teatru na Broadwayu, trzy metry od zachwytu, publiczności bijącej brawo na stojąco, zeszłego wieczoru. Te spojrzenia nie różnią się swym odbiciem, ani temperaturą serc na przestrzeni, niepodległych pokoleń. Przechodzę przez następną ulicę: jest ona grobowcem rosnącej zielonej trawy w tym miejscu. I tylko podarowany mi z rezerwatu łapacz snów, wisi niewzruszony, pomiędzy moim zaśnięciem a przebudzeniem.