"Siostrzeniec czarodzieja" jest jedną z mniej znanych powieści cyklu. Nigdy nie została zekranizowana (a jak wiadomo ekranizacje przysłużyły się popularności wielu książek) zaś Pola i Digory nie są tak popularni jak rodzeństwo Pevensie. A szkoda, gdyż to ciekawie napisana książka, która pod względem konstrukcji świata przedstawionego stawia na rozmach. Lewis nie ogranicza się tylko do Narnii, ale tworzy koncepcję wieloświata (i to w oryginalny sposób jako las z sadzawkami, w którym nie rozlegają się żadne dźwięki), nawiązuje do Księgi Rodzaju i wreszcie nadaje kontekst działaniom najbardziej znanemu czarnemu charakterowi w serii.
Dużo tu fascynujących pomysłów i nastrojowych scen. Wymarły, upiorny świat, którego tajemnice nigdy nie zostają do końca wyjaśnione, co w tym przypadku czyni ów świat jedynie bardziej fascynującym. Pozytywna rola ludzi kontrastująca z tym, co ich ziomkowie będą czynić w "Księciu Kaspianie". Genesis Narnii i słodka-gorzka świadomość, że pewnego dnia Jadis osiągnie swój cel nawet, jeśli teraz bohaterowie zatriumfują. Pięknie ukazana przyjaźń między Polą i Digorym. "Siostrzeniec czarodzieja" zdecydowanie zasługuje na więcej uwagi.
Moją uwagę zwrócił swoisty humor w tej części "Opowieści z Narnii". Groteskowy wuj Andrzej i jego zauroczenie Jadis, wzięcie wyżej wymienionej za pacjentkę szpitala psychiatrycznego przez mieszkańców Londynu. Wszystko wypada naturalnie, komizm jest subtelny, ale autentycznie bawi.
Dość już tego wymieniania. "Siostrzeniec czarodzieja" to książka, która jest rasowym fantasy ale też piękną alegorią chrześcijaństwa. Traktuje ona młodego czytelnika poważnie opowiadając o tak trudnych tematach jak pokusa, odpowiedzialność za swoje czyny; dorośli, którym brak skrupułów. Gorąco zachęcam do jej lektury, nawet, jeśli już ją Państwo kiedyś przeczytali.
Stefan Dziekoński
Fot.Pixabay