Carl Gotthard Langhans – architekt i budowniczy
2024-05-14Juliusz Słowacki: Anioły stoją na rodzinnych polach
2024-05-24Stefan Dziekoński: Ospiec
Paulina patrzyła teraz na komentarze z poprzedniego dnia. Boty, pytania o numer telefonu, słowa uznania. Uwagę kobiety przykuł jednak komentarz niejakiego ,,Stafferobota”:
,,Kolega z pracy mówił mi, że podobno w jednym z bloków na Władysława IV w 2020 roku stwierdzono cztery przypadki ospy prawdziwej. Ponieważ wszyscy wtedy umierali ze strachu przed koronawirusem sprawę udało się zatuszować, ale mojemu znajomemu podobno po pijaku wygadał się ktoś ze szpitala. Nie wiem czy to prawda, ale może warto by to zbadać?
Paulina przez chwilę zastanawiała się co niezwykłego mogło być w zachorowaniu na ospę, jednak po przeczytaniu tego i owego w Internecie przypomniała jej się lekcja biologii, na której nauczycielka opowiadała o chorobach zakaźnych, w tym o wytępionej ospie. Następnie wpisała w wyszukiwarkę frazę ,,ospa zielona góra 2020”. Okazało się, że rzeczywiście, pięć lat wcześniej u rodziny z bloku na Władysława IV 16 podejrzewano ospę, jednak okazało się, że była to po prostu przywieziona z wakacji choroba tropikalna. Choroba, niestety, śmiertelna.
Paulina wyjęła z kieszeni swój smartfon i wybrała stosowny numer
- Halo, Antek? Znasz może kogoś, kto mieszka na Władysława IV 16?
…
- Paula, dałem ci adres, ale typ jest znajomym znajomego mojego znajomego. Nie znam go i wolę ci towarzyszyć. A co, jeśli to jakiś dewiant?
Paulina pokręciła głową z pobłażaniem. Kochany Antek. Młodszy od niej o siedem lat chłopak był dla niej jak młodszy brat. Poznali się, gdy była w drugiej klasie liceum. Smarkacze z jego klasy niemiłosiernie go gnębili wyzywając od leszczy i pedałów. Pewnego dnia zauważyła jak za szkołą wylewają na niego sok zabrany mu z plecaka. Paulina widząc zasmarkanego, przerażonego chłopca wpadła w szał, dopiero w ostatniej chwili powstrzymała się od wykręcenia ręki hersztowi smarkatych bandziorów. Od tamtej pory Antek nie odstępował jej ani na krok szybko stając się jej bratnią duszą. Chłopak był typem mola książkowego i kibica koszykówki. Potrafił godzinę trajkotać o nowej książce, którą przeczytał, by później przejść do ostatniego meczu rozegranego przez Zastal Zieloną Górę.
Lojalność Antka nie ograniczała się tylko do zapewnień o niej. Nie kto inny jak on opowiadał w swoim liceum o blogu przyjaciółki nie wspominając już o tym, jak pocieszał i ze wszystkich sił starał się rozweselić Paulinę, gdy trzy lata wcześniej małżeństwo jej rodziców przechodziło ciężki kryzys. Jednocześnie w wątłym i niewysokim Antku rozwinął się instynkt bronienia przewyższającej go o głowę i ramiona Pauliny, zdarzało mu się też snuć różne katastroficzne teorie.
- Tak, jasne. Założę się, że z mordowania to brał korepetycje u Sinobrodego. Daj spokój, nic mi nie będzie – odparła przyjacielowi.
- Skoro tak mówisz… no dobra, czyli jaki masz plan?
- Zapytam tego znajomego znajomego twojego znajomego czy coś wie o tamtej sprawie. Tyle.
-A skąd wiesz, że nie zmarnujemy tylko czasu? Z tego co mi powiedziałaś to jakiś pijany facet coś tam wybełkotał o ospie innemu facetowi, który powiedział jakiemuś anonimowi, że… hej, czy taki łańcuszek czegoś ci nie przypomina?
- Pewnie, że tak. Sam dobrze wiesz, że nie chcę umieszczać na blogu kolejnej wyssanej z palca bajeczki. Może brzmię jak wariatka, ale wierzę, że w tym mieście dzieje się, lub przynajmniej działo, coś niezwykłego.
- No dobra, to ta klatka. Czekaj, to chyba było mieszkanie numer…
…
- To było w sąsiedniej klatce. Mieszkała tam rodzina, wiecie, ojciec, matka i dwóch chłopców. Spotykałem ich czasami w sklepie czy na podwórku. Pięć lat temu wrócili do Polski z Malediwów czy czegoś takiego. Trwała epidemia koronawirusa, więc byli w potem w kwarantannie, ale nie stwierdzono u nich choroby. Tak czy inaczej pewnego dnia wracam ze spaceru z moim świętej pamięci psem i widzę ludzi w kombinezonach wynoszących tych tamtą rodzinę z bloku. Powiedziano, żebym się nie zbliżał a ja zobaczyłem, że ręka tej kobiety jest pokryta takimi małymi, wypukłymi – gospodarz Pauliny i Antka zadrżał z obrzydzenia i przełknął ślinę – wybaczcie, przez resztę dnia nie mogłem nic wziąć do ust. Potem po bloku chodzili ludzie w kombinezonach, pytali, czy wszyscy się dobrze czują, kazali się nawet rozbierać na podstawie jakiś nakazów od samej góry. Nie chodziło też o koronawirusa, mówili, że tamta rodzina najprawdopodobniej zapadła na rzekomo wytępioną ospę prawdziwą. Później oczywiście powiedziano, że tamci mieli chorobę tropikalną i umarli. Ale ja swoje wiem, widziałem w Internecie, czego objawami są takie paskudztwa. Swoją drogą na tamtej klatce mieszka osiedlowa plotkara, pani Wolnierowiczowa, której czasem pomagam. Mówiła mi raz, że tuż przed zachorowaniem tych dwóch chłopców bawiło się w piwnicy. Może jeśli delikatnie zasugeruję jej na dniach, że tam posprzątam, to będziecie mogli zbadać to miejsce. Mam nadzieję, że znajdziecie tam coś ciekawego.
…
- I co? Zabił mnie?
- Lepiej dmuchać na zimne. Masz jakieś teorie co on widział?
- Czytałam o tej chorobie. Widziałam jak wyglądają takie krosty i to rzeczywiście paskudny widok. Ale piwnica? Jakim cudem mogli złapać zwalczoną parędziesiąt lat temu chorobę w piwnicy pięć lat temu?
- A może to rzeczywiście była jakaś tropikalna choroba? Nie jesteśmy lekarzami, krosty chyba nie są tylko od ospy.
- Może. Wiesz co, jak przyjdziemy tu następnym razem – znam ciebie, młody – to postaram się przygotować merytorycznie. A póki co chodź, pójdziemy do rodziców. Ja stawiam.
…
Paulina usiadła na krześle w bibliotece imienia Kamila Cypriana Norwida. Przed nią piętrzył się stos książek dotyczących historii miasta jak i statystyk. Interesowały ją zwłaszcza te dotyczące zachorowań na ospę prawdziwą. Ku jej zdumieniu okazało się, że w średniowieczu, a konkretniej w 1349 roku epidemia ospy zabrała tyle istnień, że w Zielonej Górze zostało raptem 200 żywych ludzi. Co jeszcze dziwniejsze, miasto wielokrotnie było nawiedzane przez epidemie tej choroby. Czytając jedno z opracowań natknęła się na zdanie, które szczególnie przykuło jej uwagę. ,,Dziś już dość zapomniana legenda głosiła, że Zielona Góra była nawiedzona przez byt zwany jako Ospiec, który rzekomo miał odpowiadać za kolejne przypadki epidemii.”
Choć ,,Ospiec” brzmiał dla Pauliny jak nazwa jakiejś firmy z branży piekarskiej to zamyśliła się na chwilę. Choć poszukiwała w tym mieście czegoś niezwykłego od lat to nigdy nie zetknęła się z legendą o Ospcu. Spytała bibliotekarkę czy ma jakąś książkę o legendach Zielonej Góry. Niestety, takiej pozycji nie było w zbiorach.
- Czyli pozostaje ciocia Wikipedia – mruknęła do siebie Paulina opuszczając gmach biblioteki
...
,,Pierwsze wzmianki o istocie zwanej jako Ospiec pojawiają się w XIV wieku. Ospiec miał być humanoidalnym stworzeniem lubującym się w ciemności. Chodząc po nocy ulicami miast miał szukać ofiar, które mógłby dotknąć. Dotyk Ospca miał w ciągu kilku godzin wywoływać zaawansowane stadium ospy i śmierć dotkniętego człowieka. Ospiec rzekomo mógł przechodzić przez drzwi domów, tłoczenie się w izbie i zgaszenie świateł nie dawało ochrony przed poczwarą. Jedynym ratunkiem przed niechybną śmiercią było posiadanie przy sobie wody święconej a i wtedy trzeba było mieć się na baczności, gdyż rozjuszona bestia zaczynała rzucać czym popadnie by rozbić naczynie i zbrukać znienawidzony płyn brudem ziemi. Wraz ze wschodem słońca stwór, w zależności od źródła, uciekał lub rozpływał się w powietrzu. Choroba jednak zostawała i zarażeni nie doczekiwali już następnego dnia.
Z Ospcem wiązało się wiele legend, opisów jego działalności i podań. Jedna mówiła, że miał on zdolność czynienia ze swoich ofiar czegoś na kształt zombie, które wstawały z grobów, nawet, jeśli pozbawiono je głów by roznosiły zarazę. Inna opowiadała historię niejakiego Jana z Głogowo, który miał oblać Ospca wiadrem wody święconej. Choć rozbryzgnięta na ziemi woda traciła swoje właściwości, tak to, co wylądowało na poczwarze spowodowało u niej taki ból, że zniknęła na dobre dwieście lat. Co ciekawe na całym świecie nie istnieją postacie z folkloru, które przypominałyby Ospca – najprawdopodobniej fikcyjny stwór jest przykładem niepowtarzalnego dla Zielonej Góry folkloru. Ostatni raz Ospca miano widzieć w Zielonej Górze jeszcze w XIX wieku. Ze względu na postęp naukowy jak i skuteczną walkę z ospą ostatnie jej przypadki na terenie Zielonej Góry nie były wiązane z Ospcem.”
Paulina wyjęła z biurka zeszyt i zaczęła zapisywać najważniejsze informacje. Wikipedia nie pomogła a dokopanie się do informacji o Ospcu w wyszukiwarce przyniosło efekty dopiero po dwudziestej stronie. Najciekawsze było to, że nigdzie nie napisano, jak Ospiec miałby wyglądać. Całość jednak wyglądała obiecująco, na przyszły tydzień nowy znajomy z bloku na Władysława IV załatwił jej wejście do piwnicy w niesławnej klatce schodowej.
Paulina musiała przyznać sama przed sobą, że czuła ekscytację. Wreszcie były jakieś solidne podstawy do odkrycia czegoś niezwykłego w tym mieście. Chora rodzina, krosty, legendy, w których może tkwić ziarno prawdy. Ten dreszczyk emocji uświadomił Paulinie jej żądzę przygody, jej niepohamowaną ciekawość. Wyprawa do tej piwnicy to…
…
-… czysta głupota! Chcesz mi wmówić, że możemy pakować się do piwnicy, gdzie może siedzieć jakiś tam Ospiec?
- Antek, myślałem, że jesteś nastawiony sceptycznie co do zjawisk nadprzyrodzonych.
- No tak, ale coś mi się tu bardzo nie podoba w tym wszystkim. Może to rzeczywiście była jakaś tropikalna choroba, ale pomysł nadstawiania karku w jakiejś, nie daj Boże, zainfekowanej piwnicy to czyste szaleństwo!
- Przesadzasz – żachnęła się Paulina – wzięłam wodę święconą z kościoła i apteczkę. Poza tym pomyśl. Od pięciu lat nikt tam nie zakaził się żadną ospą a założę się, że od czasu do czasu ktoś zachodzi do tej nieszczęsnej piwnicy.
- Słuchaj, Paula – Antek popatrzył na nią poważnie – wiesz, że skoczyłbym za tobą w ogień i jeśli pakujesz się teraz w jakieś łajno, to i ja się w nim w wytaplam. Ale dziewczyno, ty masz dwadzieścia trzy lata! De-wu-a-de-zet-i-e-ś-ce-i-a el-a-te! A czasami zachowujesz się jak, nie przymierzając, nastolatka przed pierwszą randką! Co, jeśli dla swojego bloga idziesz narażać życie?
- Teraz ty mnie posłuchaj. Nie chodzi tu o mojego bloga ale o to, że, jakoś tak podświadomie, wiem, że to miasto ma swoje drugie, tajemnicze oblicze. Może ten Ospiec istniał, może nie. Ale zobaczysz, kiedyś mi jeszcze zwrócisz honor.
- A twoi rodzice wiedzą w co ty się chcesz pakować?
- Tylko mi nie mów, że powiedziałeś swoim co planujemy – wyraz twarzy Antoniego mówił sam za siebie, Paulina uśmiechnęła się z wyższością – czyli przyganiał kocioł garnkowi – spoważniała – nie pozwolę, by coś ci się stało, nie będę też zła, jeśli zawrócisz.
- A ja ani myślę cię opuścić, już mówiłem.
Stanęli przed pstrokato pomalowanym blokiem.
…
Piwnica jednej z klatek schodowych w bloku pod adresem Władysława IV 16 wyglądała jak każda inna piwnica w każdym innym polskim bloku. Paulina i Antek dostali możliwość pobuszowania w niej praktycznie do wieczora, ich nowy znajomy miał zabrać się za porządki dobrze po południu.
- To jak, robimy włam do boksów? – zażartował nerwowo Antek.
- Nie. Zacznijmy od szukania czegoś w ścianach.
- Czego?
- Nie mam bladego pojęcia. Z reguły jednak jest tak, że w ścianach kryją się jakieś sekretne pomieszczenia.
Macanie i opukiwanie ścian nie przyniosło jednak zamierzonego efektu. Po jakiś dwudziestu minutach bezowocnych starań Paulina zaczęła skakać po podłodze.
-Paula? – Antek patrzył na przyjaciółkę jak na wariatkę – Od tej strony cię nie znałem. Żeby denerwować się z powodu…
-Cicho – powiedziała Paulina – nic na razie nie mów.
Parę chwil przestała skakać, a następnie zaczęła pukać w podłogę.
- Słyszysz? – powiedziała do zdziwionego Antka – tu podłoga brzmi inaczej. Coś tam musi być!
- Jakim cudem? Tu przecież nie ma żadnej klapy ani nic, poza tym skoro stawiali tu blok z fundamentami to chyba powinni byli zauważyć, że coś tu jest.
- A może ktoś to zatuszował, albo nie zwrócił uwagi?
- Strasznie naciąganie to brzmi. Wiesz co? Zgłosimy to do odpowiednich służb i oni się tym zajmą.
Paulina przestała słuchać, przesuwała teraz rękami po podłodze piwnicy szukając jakiegoś ukrytego zatrzasku. Od czasu do czasu pukała, czy wręcz waliła w podłogę by sprawdzić, jak wielkie jest znajdujące się pod nią pomieszczenie. Niestety, podłoga w tym miejscu była, cóż podłogą i nic nie wskazywało na to, by miała się poruszyć.
Parafrazując klasyka piwnica ich zwyciężyła.
…
Następnego dnia praca w pizzerii dobiegła końca dobrze po dziewiątej wieczorem. Paulina wracała przez pustoszejący rynek nucąc sobie pod nosem jakąś nieskładną melodię. Wieczór był ciepły więc postanowiła nadłożyć sobie drogi przez znane uliczki. Było już ciemno, gdy zdała sobie sprawę, że nogi poniosły ją w okolice bloku na Władysława IV 16. No tak, od wczoraj wciąż myślała o tym, co było w podłodze pod piwnicą. Kolorowy blok kusił tajemnicą.
Antek siedział przed komputerem przeglądając blog przyjaciółki. Wyprawa do piwnicy bloku nie dawała mu spokoju, tak samo jak te wszystkie opowieści o Ospcu. Zerknął na komentarze pod blogiem. Nihil novi sub sole. Ktoś tylko napisał,,, ach, ten cały ,,Staffebot” nawiązywał do swojego pierwszego komentarza pisząc, że słyszał kiedyś o jakimś Ospcu, który co jakiś czas nawiedza miasto by potem zapaść w sen. Poza tym komentujący chyba poszli spać. I zaraz chyba on to zrobi, a jak obudzi się jutro… Sen. Przebudzenie. Hibernacja. Przyczajenie się.
Antek wyjął telefon i nerwowo wystukał numer Pauliny.
- Paula? Jesteś w domu?
- Jestem na Władysława…
- Maszy przy sobie wodę święconą?
- Co?
- Masz ją?! – wrzasnął do słuchawki Antek.
- Nie, przecie…
- Ukryj się gdzieś, błagam. Zaraz będę.
- Antek?
- Czemu u licha tak hałasowałaś… - Antek rozłączył się i zaczął szukać w panującym u siebie bałaganie butelki z odrobiną wody święconej wręczonej mu wczoraj przez przyjaciółkę.
…
,,O co mu u licha chodzi?” pomyślała Paulina. Obeszła blok szukając jakiś możliwości wejścia do piwnicy – tak na przyszłość. Kątem oka dostrzegła jakiś ruch, odwróciła się. W samą porę by uchylić się przed czymś, co skoczyło na nią. Spojrzała na to z czym ma do czynienia jednocześnie sięgając do kieszeni po gaz pieprzowy.
Z trawnika z boku bloku podniosła się pokraczna postać. Nieprawdopodobnie cienkie kończyny i nieco grubszy tułów dopełniała nieproporcjonalnie wielka głowa. Stwór nie miał oczu, zaś jego usta były całkowicie bezzębne. Ciało pokryte miał zielonkawo-szarą skórę. Nie wydawał żadnych dźwięków, pomimo dziury w miejscu, gdzie ludzie mają nos jego klatka piersiowa nie unosiła się i nie opadała.
]W pierwszej chwili Paulina myślała o zawołaniu o pomoc, jednak w chwili, gdy otwierała usta do krzyku przypomniała sobie, że może tym samym narazić mieszkających w okolicznych blokach ludzi. Nie miała bowiem wątpliwości, że ma do czynienia z Ospcem.
Stwór rzucił się nią, Paulina rzuciła się w bok o włos omijając wyciągnięte łapy. Co robić? Walka nie ma sensu, jeśli wierzyć podaniom jeden dotyk i ospa gotowa. Jeśli odwróci się i zacznie uciekać może okazać się, że Ospiec jest od niej szybszy i dopadnie ją tak inaczej. Sytuacja wyglądała na patową, a stwór nie zamierzał odpuścić wyciągając ku niej swoje patykowate łapska.
- Ej, ty – rozległ się znajomy głos. Ospiec zawahał się na chwilę. Paulina dostrzegła biegnącego Antka.
- Alleluja i do przodu – zakrzyknął z braku laku chłopak, odkręcił butelkę z wodą święconą i chlusnął nią prosto w paszczę potwora.
Ospiec nie wydał żadnego ryku czy innego dźwięku. Zamiast tego zaczął wić się po ziemi, następnie zaczął rozpuszczać się od środka. Nikt nie wyjrzał z okien, jedynymi świadkami sytuacji byli Paulina i Antek.
- Nic ci nie jest – spytali się wzajemnie a następnie przytulili. Gdy czułościom stał o się zadość Paulina zachichotała.
-,,Alleluja i do przodu?” Poważnie?
- Hej, nie miałem czasu na wymyślenie jakiegoś epickiego tekstu.
- Cóż, przynajmniej wszystko staje się jasne. Stwór miał pod piwnicą kryjówkę, w której leżał przynajmniej od czasów ostatniej epidemii. W 2020 coś go obudziło, dopadł tych chłopców, ale byli chyba dla niego tylko przystawką, gdyż później znowu poszedł spać…
- … a my robiliśmy takie harce w tej piwnicy, że musiał się przebudzić i zgłodnieć. Wciąż jednak nie rozumiem paru rzeczy. Dlaczego łaził przed blokiem zamiast chodzić po mieszkaniach?
- Nie mam bladego pojęcia. Może wyczuł moją obecność, gdy go obudziłam, a potem gdy tu przyszłam? Miejmy nadzieję, że woda święcona w przełyku i to jego rozpuszczenie się oznacza, że historia Ospca dobiegła końca.
- Czyli napiszesz o tym na swoim blogu? Wprowadzisz do menu pizzerii swoich rodziców nową pizzę z ospowymi krostkami? Błe, nie powinienem nawet tak żartować…
Ciszę przerwała komórka Antka. Ktoś dzwonił, chłopak spojrzał na wyświetlacz. Dochodziła północ, dzwoniła jego mama.
- Paula? Cieszę się, że mogłem cię uratować i być twoim przyjacielem. Do ostatniej chwili życia nie zapomnę też, jak obroniłaś mnie wtedy, w szkole. Tyle, że znając moją mamę ta ostatnia chwila nastąpi za jakieś kilkanaście minut…
…
Paulina zasiadła do komputera i włączyła swój blog. Postanowiła nie mówić rodzicom o historii z Ospcem, przynajmniej na razie. Pomijając już kwestię wiarygodności opowieści to pozostawała jeszcze kwestia ich reakcji, gdyby jej uwierzyli. Pal licho tamte lęki przed okultyzmem, teraz dopiero zaczęli by ją kontrolować jak nastoletnią smarkulę. Choć historia była tak niesamowita, że jak tu się nią nie podzielić?
Kobieta spojrzała na stronę swojego bloga. Pokazywanie nieznanego oblicza miasta trzeba od czegoś zacząć. Byle powoli, by nie wybuchła panika.
,,Zielona Góra jest miastem o bogatej historii i wielu tajemnicach z nią związanych. Niestety, długa i bogata historia to też wiele nieszczęść, w naszym przypadku były to kolejne epidemie ospy. Na świecie, dzięki postępowi naukowemu i szczepionkom choroba ta znikła jeszcze w XX wieku. Czasami jednak za rzekomo poznanymi procesami i zjawiskami występuje to, co nienazwane. Czasami ludowe podania, które miotła nauki zamiata w kąt okazują się bardziej prawdziwe, niż mogło by to się wydawać. Nawet zwykły blok może kryć w sobie fascynujące ale i niebezpieczne tajemnice. Ci, którzy zechcą je zgłębiać muszą liczyć się z odkryciem groźnego i zapomnianego oblicza naszego miasta. Uważajcie więc, gdzie idziecie po zmroku a jeśli już, to miejcie przy sobie wiernego druha. Tymczasem pozwólcie, że korzystając z wiarygodnych źródeł przypomnę kilka opowieści o Ospcu. Jako pierwsza będę też miała wątpliwy zaszczyt napisania, jak wyglądał…
Stefan Dziekoński
Photo : Pixabay